– Niech światło Dwóch Drzew jaśnieje w waszych oczach – odezwałem się. Kiwnęli głowami, nie odrywając się od swoich zajęć, kilkoro się uśmiechnęło. Maldan postawił przede mną na kamiennej ławie duży kubek z ciepłym ziołowym napojem.
– Niech światło Amanu nigdy nie przestanie jaśnieć w twej duszy, złotowłosy Rilyanárë – odpowiedział i usiadł naprzeciwko. Złożył dłonie i oparł na nich brodę. Spojrzałem na niego, kosztując naparu. Maldan – zawsze milczący i poważny, rzadko podejmował z kimś rozmowę. Długie i proste włosy spływały ciemnozłotą falą na jego ramiona. – Czy wracasz szczęśliwy z podróży?
Chciałem odpowiedzieć, że owszem, że na skrzydłach snu przemierzam Wielkie Morze i w ślad za wędrującym na Zachód Anarem podążam świetlnym szlakiem ku Błogosławionemu Królestwu. Ale poczułem chłód, jakby wiatr północny sięgnął mojej duszy. Więc milczałem, szukając w sobie wspomnienia jasnego Valmaru. Maldan patrzył na mnie spokojnie, również jakby nieobecny, bardziej podobny do posągu zdobionego złotem. Nigdy nie widziałem, żeby na jego ustach kiedykolwiek gościł uśmiech.
Objąłem dłońmi ciepły kubek. Zajrzałem we własny umysł i sprawdziłem jego bramy.
– Ja czasami wędruję daleko... – powiedział cicho, głosem pozbawionym emocji. Przymknął oczy.
Może był po prostu senny, tak że odczuwałem jego zmęczenie...? Jednak nie... Kiedy pełnił wartę? Wydawało mi się, że ostatnio nie wyznaczaliśmy go do pełnienia straży na wieży. Był jednym z tych, którzy odeszli z Amanu ciałem, lecz nie całkiem duszą.
– Fëa zdaje się za każdym razem wybierać: zostać tutaj, czy podążyć na Drugi Brzeg – dodał.
Zacisnęło mi się gardło. Nie potrafiłem powiedzieć żadnego ciepłego słowa, które by przyniosło mu ulgę. Zrozumiałem, że nie chcę współodczuwać jego smutku, ponieważ napełnia moje serce trwogą i chłodem. Że w którymś momencie życia tutaj utraciłem umiejętność pocieszania moich braci, jakbym skąpił im swojego ciepła, jakbym bał się, że i moja dusza się podda, gdy wyczerpie się jej światło. Coś złego się tu z nami stało, ale nawet nie chciałem o tym myśleć. Nie chciałem patrzeć w nieobecne oczy Maldana, w których bałem się ujrzeć zimną niemą rozpacz. A może bałem się w tych oczach – niby szarych lodowych lustrach – ujrzeć siebie.
Upiłem łyk gorącego napoju.
[1] Turukáno – quenejski tytuł Turgona, od którego powstało jego sindarińskie imię w Beleriandzie.
Wszystkie części opowieści:
- Rilyanárë - 1.
- Rilyanárë - 2.
- Rilyanárë - 3.
- Rilyanárë - 4.
- Rilyanárë - 5.
- Rilyanárë - 6.
- Rilyanárë - 7.
- Vinyamar - góra Taras i zabudowania
- Rilyanárë - 8.
- Rilyanárë - 9.
- Rilyanárë - 10.
- Rilyanárë - 11.
- Rilyanárë - 12.
- Rilyanárë - 13.
- Rilyanárë - 14.
- Rilyanárë - 15.
- Rilyanárë - 16.
- Rilyanárë - 17. Koniec pierwszej opowieści
Ciężko i dziwnie musiało być Wygnańcom w tej zimnej krainie, gdzie przyroda nie poddana była, jak w Amanie, woli Valarów, gdzie lata biegły za szybko i wszystko przemijało w zbyt gwałtowny sposób dla tych, co byli przyzwyczajeni do długich, spokojnych lat Drzew...
OdpowiedzUsuńPoruszające są te historie, bo zwracają uwagę na rzeczy,nad którymi autorzy fanfików zazwyczaj się prześlizgują.
Cieszę się, że zdecydowałaś się pokazać ten tekst. Jest w nim to, czego brakuje mi w Silmarillionie - codzienna rzeczywistość Wygnańców. Już sam początek wprowadza w klimat - wielki, pusty zamek, opustoszałe ogromne komnaty i ta garstka mieszkających tam elfów. Wygnanych, czy też emigrantów. Nieliczni w miejscu przeznaczonym dla wielu. Tęskniący i samotni...
OdpowiedzUsuńCoś, czego w opisach chwały bitew brakuje...
Aiya Tici, witaj w Vinyamarze :-) Miło Cię tutaj gościć :-) cieszę się, że zajrzałaś do niego ponownie, teraz gdy znalazł się w wirtualnej przestrzeni.
OdpowiedzUsuń