– A więc nigdy nie wrócimy?
– Co znaczy „nigdy”? – przesypywał piasek przez palce.
„Nigdy” – napisałem na piasku i wpatrywaliśmy się przez jakiś czas w to słowo.
– Mów, co chcesz – powiedziałem, zasypując tengwy szybkim ruchem ręki. – Ja wierzę, że Następcy będą wiedzieli więcej niż my, będą znali odpowiedzi na nasze pytania.
Wzruszył ramionami. Milczał.
– Wiem, co byś powiedział – kontynuowałem – że jak niby mogliby wiedzieć coś więcej niż Valarowie. Ja myślę, że i Valarowie wszystkiego nie wiedzą, jak mówił na wiecu Fëanaro. Młodsze Dzieci Ilúvatara nie w Amanie się narodzą. My tu przyszliśmy, by poznać od nich Prawdę.
Spojrzał na mnie z wątpiącym uśmieszkiem.
– Może oni dowiedzą się czegoś od Eru, czegoś nowego, czego Valarowie nie zdążyli usłyszeć, zanim zstąpili na Świat – dodałem.
– Obyś się nie rozczarował. – Wyciągnął z torby owoce i zaczął jeść. Wyczuł moje wzburzenie, spojrzał na mnie drwiąco. Rzucił mi jabłko i dodał: – No już! Biegnij ich szukać.
Żachnąłem się.
Coraz silniej wiało od morza. Wokół nas głośno krzyczały mewy, zawieszone na rozpostartych skrzydłach na wietrze nad falami.
Wstałem i ruszyłem ku wodzie. Fale zalewały mi stopy, wiatr rozwiewał włosy, mogłem być szczęśliwy w tej chwili. Ale nie potrafiłem. Nie umiałem oddzielić się od przeszłości i przyszłości, zamknąć się w małej przestrzeni tu i teraz. Zbyt wiele miałem wątpliwości, a wielu spraw nie chciałem wyjaśniać – musiałbym sięgnąć głęboko w siebie. A tego nie chciałem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz