Deep inside the silence staring out upon the sea
The waves are washing over half forgotten memory...

9 września 2010

Hísiwë - 1.

Była noc. Gwiaździsta i bezchmurna. Takie niebo czasem widywałem na obrzeżach Amanu, poza Pelóri. I takie noce, jak ta tutaj w Vinyamarze, przypominały mi czas, w którym wędrowałem wybrzeżem Valinoru, mając po jednej ręce wysokie góry z aureolą światła ponad szczytami, a po drugiej wielkie morze, w którego śpiew się wsłuchiwałem. I tutaj, choć na innej ziemi, było to samo morze. I chociaż tam noc wtedy trwała wiecznie, a tu krótko, ledwie kilka chwil, zbyt mało, by nasycić oczy obrotami gwiazd – wiedziałem, że są to te same gwiazdy, świecące nad taflą morza, w którym mieszka Ulmo. Patrzyłem na niebo i ginący w nim Belegaer poprzez duże okno zwieńczone u góry ostrym łukiem. Jego ramy wypełniał witraż z szybek w kształcie liści.


Przed świtem wyszedłem i ruszyłem w dół schodami do głównej sali, gdzie prawie zawsze ktoś z nas przebywał. Tu się zbieraliśmy, by omówić sprawy, wyznaczyć straże na kolejne doby, usłyszeć wieści od powracających ze zwiadów. Z tej komnaty otwierały się szerokie drzwi na pomieszczenia kuchenne. Całą zaś zachodnią ścianę stanowiły filary rozszerzające się do góry – niczym drzewa o wysoko rozgałęziających się koronach – przedzielone witrażowymi oknami. Szyby u dołu barwiły światło na zielono i błękitno. Na środkowej kamiennej ławie zawsze paliła się lampka oliwna. Dbał o nią Arëtano, on też najczęściej zajmował się sprawianiem zwierzyny, przygotowaniem wina, kontrolowaniem zapasów. Pomagała mu Curuwen, która piekła dla nas chleb. Zboże sprowadzaliśmy z Hithlumu od Noldorów Nolofinwëgo, z którymi dzięki naszemu Królowi Nelyafinwëmu[1] zawarliśmy pokój w siódmym roku słonecznym nowej ery.

I teraz też siedziało tu kilkoro z nas. Tônril grała na harfie. Usiadłem pod ścianą. W sali panował półmrok, a przez szyby widać było ciemne fale wzburzonego w dole morza. Sylwetka Tônril i jej harfa prawie wtapiały się w to szaro połyskujące szklano-wodne tło. W drugim kącie sali Rilyanárë opierał głowę na ramieniu Fanyalaurëgo, obaj zasłuchani wpatrywali się w dziewczynę. Mori, siedzący najbliżej kuchni, jadł, odrywając po kawałku chleba z niewielkiego bochenka. Murwen siedziała nieopodal, wtulona w ramiona Isilwëgo.

A muzyka dźwięcznie układała się na szumie morza. Fale za oknami biły o czarne skały u stóp białych tarasów, a dźwięki harfy rozsypywały się między ich uderzeniami jak perły rzucane na brzeg. Ta muzyka była piękna jak plaże w Alqualondë usiane lśniącymi klejnotami. Sam widziałem dzieci Telerich rozsypujące perły na wybrzeżu i układające z lśniących kamieni wzory na piasku – kwiaty o łodygach ze szmaragdów, na których liściach, niby krople rosy, lśniły perły, a pąki pyszniły się czerwienią rubinów. Taka była ta muzyka – nie jak dzieło skończone, lecz jak tworzenie dzieła. Każda trącona struna wydawała się klejnotem spadającym w falę łamiącą się u brzegów. Dłonie Tônril unosiły się w rytm fal monotonny, a jednocześnie nierówny, zdawały się akompaniować wielu pieśniom naraz – wszystkim złączonym w jeden głęboki i szumiący śpiew wody.


[1] Nelyafinwë – quenejskie imię ojcowskie, czyli oficjalne, Maedhrosa.

Wszystkie części opowieści:

6 komentarzy:

  1. piękne...
    czuje się, to miejsce, jego mieszkańców, słyszy się szum morza i dźwięki harfy - pięknie to napisałaś...
    :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję, wiewiórko, za komentarz. To taka spokojna strona, tu rzeczywiście czas inaczej płynie niż na moim drugim blogu. I mniej ludzi zagląda za mury zamkowe, jest bardziej kameralnie. Bardzo mi miło, że spodobał Ci się ten fragment :-) I dziękuję, że go przeczytałaś :-).

    OdpowiedzUsuń
  3. Pięknie i poetycko opisałaś muzykę Eldarów "nie jak dzieło skończone, lecz jak tworzenie dzieła", "rytm fal monotonny, a jednocześnie nierówny, zdawały się akompaniować wielu pieśniom naraz – wszystkim złączonym w jeden głęboki i szumiący śpiew wody", tak właśnie sobie ją wyobrażam. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję, Porcelanko, za komentarz. Cieszę się bardzo, że Ci się podoba :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Szarość szyb, morze gdzieś nisko, nisko w dole, nierówność dźwięków, światełko lampki i ciepło, które wyczuwa się między zebranymi w sali. Takie dziwne ciepło między osobami, które nie potrzebują słów, które umieją razem słuchać i milczeć. Przepiękne.

    OdpowiedzUsuń
  6. Niuch, bardzo dziękuję za komentarz. Witam Cię w jesiennym, deszczowym Vinyamarze. Otul się tylko ciepło, bo tu czasem robi się trochę chłodniej, jak wiatr wieje od morza :-)

    OdpowiedzUsuń