Deep inside the silence staring out upon the sea
The waves are washing over half forgotten memory...

30 stycznia 2010

Rilyanárë - 3.

Oczywiście wszyscy wiedzieliśmy, że to dziwne plemię karłów samo nazywa siebie Dziećmi Aulëgo i że nie są oni zapowiedzianymi Następcami. Ale i tak nie mieściło nam się w głowach, że nasz Valar mógłby powołać do życia tak dziwaczne istoty. Część z nas żartowała czasem, że toż stracić można szacunek dla czcigodnego Kowala, i że jeszcze trochę, a spodziewać się będziemy Dzieci Ulma, albo i Dzieci Manwëgo... – a wszystkie te słowa naprawdę były owocem rozgoryczenia, że ten, którego zwano Przyjacielem Noldorów, za swoich podopiecznych uważał inne plemię.

– Nic w tym dziwnego, że Valarowie odwrócili się od nas, nie zapominaj – powiedział Hisíwë, naraz poważny.

– Raczej my od nich – sprostował Isilwë.

– O nie – oburzył się. – Najpierw to oni zostawili tych tutaj, Szarych Elfów. Na pastwę Nieprzyjaciela, wszelkiego złego stworzenia i ciemności. Zabrali sobie tylko nas, bo im się spodobaliśmy. Jak dzieci, które zabierają do domu ulubione zabawki, a zepsute zostawiają w lesie, by spróchniały.

Uspokój się – powiedziałem mu w ósanwë, lecz zdawał się mnie nie słyszeć.

– Im Aratarowie nie dali swej łaski, nie odpędzili mocą światła strachu i nie dali im wiedzy – nie podniósł głosu, a jednak wydało się, że słowa te aż odbiły się od kamiennych murów.

Zaległa cisza.

W sali słychać było tylko głośny szum morza i wiatru za oknami. W wejściu stał Aranhil. Spojrzał w naszą stronę i zaraz spuścił wzrok. Sięgnął dłońmi pod szyję i rozpiął płaszcz, złożył go na ławie.

– Pomiędzy łańcuchem ciągnącym się na wschód a pasmem nadmorskim, aż do linii mokradeł nikogo nie spotkałem – powiedział cicho. – Dalej się nie zapuszczałem, ale Mithlin przeszedł wzdłuż gór na północny wschód od Linaewen.

Czułem, jak powoli rozluźniają mi się napięte mięśnie, gdy słucham tego głosu, delikatnego, jak dotknięcia piórem.

– Tam stoją straże Fingona – mówił dalej. – Jest spokojnie.

– A Mithlin? – spytała Tônril.

– Spotkałem go przy Cirith Ninniach. Ruszył ku Annon-in-Gelydh, jak się umówiliśmy. Ja stamtąd zawróciłem, idąc wzdłuż wybrzeża.

– Dziwne, że się nie spotkaliśmy – rzekł Mori siedzący pod ścianą. – Dopiero co wróciłem, idąc północną drogą.

Sindar nic na to nie odpowiedział.

Przyglądałem mu się. Wzrok miał często wbity w podłogę. Ale to przy nas. Gdy nie czuł się obserwowany, badał otoczenie z zadziwiającą uwagą. Miał duże ciemnoszare oczy, w które nie lubiłem patrzeć. Ich smutek bolał mnie bardziej niż wyrzut w oczach Noldorów Nolofinwëgo. Patrzyłem, jak długimi palcami rozsuwa rzemyki przy karwaszu, i speszyłem się, bo widok ten wywołał we mnie jakąś tkliwość.

*


Po chwili część towarzystwa się rozeszła. Maldan – już jakiś czas temu – bez słowa wstał i wyszedł z sali.

– Chodź.

Podniosłem oczy. Przede mną stał Rainil.

– Spakowałem dla ciebie śniadanie – rzekł – bo, jak się domyślam, nic jeszcze nie zjadłeś.

– Idę, a meldonya[1]. – Wstałem od stołu.




[1] A meldonya (quen.) – mój przyjacielu.

10 komentarzy:

  1. "Najpierw to oni zostawili tych tutaj, Szarych Elfów. Na pastwę Nieprzyjaciela, wszelkiego złego stworzenia i ciemności. Zabrali sobie tylko nas, bo im się spodobaliśmy. Jak dzieci, które zabierają do domu ulubione zabawki, a zepsute zostawiają w lesie, by spróchniały."

    ojej.. piekne! W kilku zdaniach wszystko, co mysle o Valarach :P Czy te ozdobniki w czesci 2 i 3 sa tez twoje? Podobaja mi sie

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam w Vinyamarze :-) Dziękuję za komentarz :-) Tak, te ozdobniki to też moje rysunki, chociaż smoki nie są moim pomysłem, widziałam je kiedyś w jakiejś książce i narysowałam.

    OdpowiedzUsuń
  3. żabie kumanie4 lutego 2010 22:52

    Śliczne ozdobniki. W ogóle sam pomysł splatania ilustracji z tymi właśnie tekstami bardzo mi się spodobał. Jako takie dopełnienie, nie ilustracja jednak. Tworzy klimat, bardzo Vinyamarski. Tak sobie wyobrazić Vinyamar - drewno i kamienne mury,i freski, dziwne postaci i ornamenty obok płaskorzeźb i posągów, księgi i zwoje, gdzie naprzemiennie splatają się litery tengwaru, rysunki, inicjały i szlaczki z wzorów...

    OdpowiedzUsuń
  4. :-) Mel, kochana Żabko, inspirujesz mnie :-) Wydaje mi się, że rysowanie różnych wzorów, splotów i zdobień jest dla mnie bardziej naturalne niż rysowanie postaci... Może to naturalne i bardziej właściwe będzie dla mnie - czerpać radość z rysowania tego, co mi lepiej wychodzi i co bardziej rozumiem? :-) A jak na razie, to dziękuje za kilka pomysłów :-D

    OdpowiedzUsuń
  5. żabie kumanie4 lutego 2010 23:15

    Pomysłów???

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak, na ozdabianie tekstów vinyamarskich literami tengwaru, inicjałami, płaskorzeźbami... :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo mi się podobają te kawałki, które tutaj umieszczasz :-) Tyle głębi w dialogach, tyle emocji... I obraz elfów, jaki rysujesz jest daleki od obrazu idealnych w każdym calu, wręcz niewyobrażalnych Pierworodnych, którzy pieśniami i sztuką wielbią Valarów. Bardzo lubię właśnie takie literackie opowieści, które pokazują drugie, trzecie... n-te(?) dno w Legendarium :) Które tak głęboko zapadają potem w pamięć :)

    Ciekawa jestem dalszych odcinków :)

    Zapomniałabym jeszcze napisać - piękne ilustracje :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Zair, dziękuję :-) Staram się oddać to wyobrażenie elfów, jakimi ja ich widzę... i spróbować opisać to, jak wydaje mi się, że mogli się czuć w Śródziemiu ci, którzy pamiętają jeszcze Aman. Spróbować wyobrazić sobie, co mogli czuć w świecie zupełnie innym niż ten, w którym się wychowali.

    OdpowiedzUsuń
  9. Dzieci Aulego... I te żarty, że inni Valarowie mogą też mieć swoje Dzieci, podszyte goryczą, że ten, którego uważali za swojego wyjątkowego patrona, miał kogoś jeszcze. To jest to, o czym kiedyś wspominał ML, że wśród Noldorów i tych, którzy się z nimi zetknęli nie było wiary, ale wiedza o istnieniu sił wyższych niż oni sami.
    A drugą sprawą, jaka zwróciła moją uwagę, jest Aranhil. Jego zachowanie w obecności Noldorów i poza nimi.
    No i to, co wskazała Kaile - to o zabawkach Valarów.
    Pewnie się powtórzę po wcześniejszych komentujących, ale muszę to napisać - oddajesz idealnie zróżnicowanie elfów. To rozwarstwienie pomiędzy tymi, co powrócili z Amanu i tymi, których pozostawiono w ciemności przed wschodem Słońca.

    OdpowiedzUsuń
  10. Tici, myślę po prostu, że różnica pomiędzy tymi, którzy zostali w Śródziemiu, a tymi, co widzieli światło Dwóch Drzew, była bardzo duża - poza samym Światłem, to jeszcze dochodzi przebywanie w obecności Potęg, zupełnie inne przeżycia, inne doświadczenia, inne umiejętności. Zostali ukształtowani przez inną rzeczywistość. Prawdę mówiąc, dużo myślę o tym, którzy z nich lepiej czuli się w Endorze?... Czy Ci, którzy wrócili, niby wzmocnieni Światłem, czy raczej ci, którzy dorośli w ciemności i wśród niebezpieczeństw...

    OdpowiedzUsuń