Deep inside the silence staring out upon the sea
The waves are washing over half forgotten memory...

4 lutego 2010

Rilyanárë - 4.

Wyszliśmy z zamku wschodnim wyjściem. Tu znajdował się szeroki plac, który przez większość doby okryty był cieniem. Nawet w pogodne dni długo trzeba było czekać, zanim Anarowi udało się wychylić spoza wysokiego skalnego masywu. Góra wznosiła się nad zamkiem od wschodu, jej szczyt w deszczowe dni ginął w chmurach. Tam, gdzie plac zaczynał się wspinać na stok góry, wznosił się wysoki kamienny mur zwieńczony blankami, stanowiący zarówno ochronę przed wrogiem, dzikimi zwierzętami, jak i osuwającymi się zboczem kamieniami po ulewnych deszczach. Bezpośrednio za nim rosły gdzieniegdzie drzewa, krzewy zaś pięły się wysoko po zboczu, by poddać się dopiero pod samym podniebnym szczytem. W trzech miejscach z muru wyrastały niewysokie wieże, mieszczące niewielkie pomieszczenia dla strażników. Mur zawijał łukiem ku łące otwierającej widok na Belegaer i przechodził w szeroką bramę łączącą się z północnymi zabudowaniami zamku. Tam znajdowały się pomieszczenia gospodarcze, główny spichlerz, stajnie, zbrojownie.

Zbocze góry Taras, na którym Sarafinwë zbudował swoją siedzibę, opadało łagodnie w stronę morza, rozciągając się niby wygrzewające się na słońcu zwierzę i tworząc rozległy stopień górujący nad wcinającym się w Morze przylądkiem.

Po południowej stronie zamku wznosiły się czarne skały, o które opierały się jego mury. Zamek wcinał się w granit, tak że część południowych pomieszczeń wykuto w litym kamieniu. Dalej na stromym południowym zboczu pojedyncze skały wyrastały, niby zęby, wśród świerków, stanowiąc naturalny ostrokół chroniący Vinyamar. Las ciągnął się daleko na południe i wschód. Zamek niezmiennie zachwycał mnie swoją surowością: białe mury wzniesione na czarnych fundamentach.

Skręciliśmy w lewo i przeszliśmy przez Główną Bramę, a potem znów w lewo, wzdłuż murów, środkiem szerokiej drogi. Po prawej stronie rozciągała się jesienna piękna łąka, z uginającymi się od wiatru trawami. Mijaliśmy wysokie białe posągi wyobrażające mężczyzn i kobiety. Postacie miały rozpuszczone włosy, spływające na plecy, tuniki, takie, w jakich chodziliśmy w Amanie, zdawałoby się, że to obraz naszego wspomnienia, gdyby nie to, że twarze ich były surowe, na każdym czole widniała diamentowa gwiazda, a każda postać trzymała w dłoni miecz. To dzieła tych, którzy przeszli Helcaraxë. Czułem, że ci, którzy tu mieszkali przed nami i stąd odeszli, są od nas dużo silniejsi.

13 komentarzy:

  1. *siedzi po ciemku nad kartka papieru i probuje narysowac plan Vinyamaru wedlug opisu. Zly pomysl, bardzo zly. Za poetyckie to aby to moj zdecydowanie niepoetycki mozg strawil* :-)
    Mam pytanie do zakonczenia - dzielem tych ktorzy przeszli Helcaraxe sa te diamentowe gwiazdy i miecze? Ci ktorzy "mieszkali przed nami i odeszli" to kto? Feanorianie? Pogubilam sie.. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Poczekaj, Kaile, ja to mam rozrysowane, tylko chcę narysować jeszcze raz, ładniej, jak mapę (a nie nabazgrane długopisem), to zobaczysz, jak to wygląda. Dam rzut na całą okolicę z góry. Ci którzy przeszli Helkaraxe to Noldorowie Turgona, którzy zbudowali Vinyamar i wszystko, co wokół niego jest, posągi także. Spójrz na datę ;-) w tym czasie już od dawna Turgon mieszka w Gondolinie ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ahaaa! To skad sie wzieli ci Noldorowie i Sindarowie tam, Vinyamar mial byc przeciez po odejsciu Turgona opuszczony :O
    Czekam na plan twierdzy :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak sobie jeszcze myślę, że chyba żaden z Noldorów prowadzonych przez Fingolfina nie powiedziałby: "...Morifinwë, piękny syn naszego Fëanára" ;-). A skąd oni się tam wzięli? Ano zobaczymy... ;-)) A jak coś narysujesz, to koniecznie pokaż! :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Aredhela bylaby do tego zdolna :-)
    Czekam na twoj plan, mi jest latwiej cos zrozumiec jak mam to na mapie albo obrazku, niz jak jest opisane :-)
    Czyli to sa Feanorianie :O Teraz rozumiem, dlaczego mowi, ze ci ktorzy byli przed nimi sa od nich duzo silniejsi, i nie tylko. Ciekawy pomysl, zeby po odejsciu Turgona Feanorianie obsadzili Vinyamar :O

    OdpowiedzUsuń
  6. żabie kumanie6 lutego 2010 21:47

    No ta, wszyscy po przeczytaniu tych historii usiłują narysować plan Vinyamaru. :)Mnie też ten wirus nie ominął, ale ja nie rysuję map, tylko scenki rodzajowe. Czarujesz Miriel:), noldorska magia, jak Boga kocham:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Mel, nawet nie wiesz, jak bardzo mnie to cieszy! :-) Mam nadzieję, że będę mogła zobaczyć taką narysowaną przez Ciebie scenkę rodzajową? :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. żabie kumanie7 lutego 2010 23:13

    Oczywiście:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Usiadłam sobie wygodnie i zaczęłam się rozglądać. Na zewnątrz biało od śniegu, który zdecydowanie nie poprawia mi samopoczucia, a tutaj taki przytulny, zacieniony kącik :)
    Muszę sobie w główce poukładać wszystko, co przeczytałam. Na pewno warte przeczytania: ładne, plastyczne opisy, choć więcej pejzaży niż hmm jakby przemyśleń czy akcji. Chociaż może to akurat dobrze. Blah, inaczej: może to źle o mnie świadczy, ale największą uwagę zwracam na opis rzeczywistości, może dlatego, że sama nie czynię ani opisów przyrody, ani budynków, ani wyglądu postaci ;)

    Pozwolisz, Miriel, że na tę chwilę odniosę się do jednego; taka odrobinka prywaty :) Mianowicie ten fragment: "Po południowej stronie zamku wznosiły się czarne skały, o które opierały się jego mury. Zamek wcinał się w granit, tak że część południowych pomieszczeń wykuto w litym kamieniu. Dalej na stromym południowym zboczu pojedyncze skały wyrastały, niby zęby, wśród świerków, stanowiąc naturalny ostrokół chroniący Vinyamar."
    Strasznie podziałał na moją wyobraźnię. Kiedy miałam 10 lat widziałam podobną budowlę w Austrii, gdzieś na trasie między Rust a Wiedniem. Jakby zamczysko/twierdza (tylko tamto było czarne) wyrastało ze stromych skał ^^
    O tyle fascynujące, że kiedy kilka(naście) lat później przypomniałam sobie o tym i zaczęłam przeszukiwać sieć, nie znalałam nic takiego ;)

    Tak... chciałam się podzielić :)

    Pozdrawiam kawowo i ciepło,

    E.H. ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. E.H., witam w Vinyamarze :-), jeśli spodobają Ci się zacienione komnaty zamku i cisza, w której słychać szum Morza - to zapraszam częściej :-)

    OdpowiedzUsuń
  11. Piękne to miejsce... Gdy to czytam, czuję ten nadmorski chłód i wilgoć, i widzę szczyt góry Taras niknący w chmurach. Ale najbardziej się tu czuje samotność i opuszczenie. Coś, co wiele, wiele lat później, kilka tysiącleci później, wypowie Legolas w Eregionie, mówiąc o skardze kamieni -„Z głębi nas dobywali, pięknie nas rzeźbili, wysoko z nas piętrzyli mury, ale odeszli”. Elfy odeszły. Dawno, dawno temu podążyły ku przystaniom."
    I taki smutek tu się czuje. Jeszcze są w Śródziemiu ci, którzy zbudowali ten zamek, ale jego teraźniejsi mieszkańcy czują się tak, jakby szli śladem kogoś kto był od nich o wielokroć potężniejszy i żył dawno, dawno temu... Niezwykle mocne jest to wrażenie w tym co napisałaś.

    OdpowiedzUsuń
  12. Dziękuję, Tici, jest dla mnie niesamowite czytać, że tak odbierasz to, co piszę... Dziękuję za piękny komentarz, piszesz o odczuciach, które staram się zawrzeć w słowach.

    OdpowiedzUsuń
  13. A ja jestem szczęśliwa, że wreszcie ktoś poruszył kwestię przemijania w tolkienowskim świecie. To, że Śródziemie jest przesiąknięte tęsknotą i świadomością, że coś już odeszło, zostało utracone. Niewiele osób piszących ff to dostrzega, a to jest... jakby jeden z podstawowych elementów tego świata. Jak muzyka wody, blask gwiazd, honor wojowników...

    OdpowiedzUsuń