Deep inside the silence staring out upon the sea
The waves are washing over half forgotten memory...

15 lutego 2010

Rilyanárë - 7.

– Rilyanárë mój drogi... – westchnął. – Ja się wcale nie skarżę. Może jest tak, że widząc obecność tych „brudów”, jak to nazywasz, widzę chorobę, która toczy Ardę – ruszył ku plaży.

– Przyjdą Następcy i ją uzdrowią! – zawołałem za nim.

Zawrócił. Podszedł do mnie, ujął moją twarz w dłonie i wpatrzył się w moje oczy.

– Zmieniliśmy się – powiedział łagodnie. – Tak jak każdy upadek i błąd uczy dziecko i zmienia je, by dojrzało w mądrości. Lecz gdy wymagać od zbyt młodego elfięcia zbyt wiele jak na jego wiek, będzie popełniać błąd za błędem i zajdzie w nim szkodliwa zmiana, która zostanie jak skaza na jego duszy, gdy dorośnie. – Zabrał dłonie i odwrócił się.

Patrzyłem w błękitniejący horyzont i czułem, jak oczy zaczynają piec mnie od łez. Rainil mówił dalej:

– Przybyliśmy do Endoru, lecz nie odrobiliśmy zaległych lekcji. My jesteśmy dziećmi, które, wywyższając się ponad Opiekunów, uciekły z domu, pewne w swojej zarozumiałości, że same sobie poradzą.

– Jakoś sobie radzimy – powiedziałem.

– Jakoś! – prychnął.

Wpatrywałem się w morze. Musiałem przyznać, przynajmniej przed samym sobą, że na przekór wszystkiemu wierzyłem w opiekę Valarów, na przekór przysiędze Fëanára i słowom Eonwëgo. Może i byłem „dzieckiem”, które uciekło z domu, ale również „dzieckiem”, które naprawdę wierzyło, że rodzic idzie jego śladem i wciąż chroni przed upadkiem.

– Jedynie ta wiara właśnie pozwala mi żyć, że mimo skażenia świata, będącego źródłem samowoli Morgotha, świat ten zdąża do swojego określonego celu, takiego, jaki dla niego zaplanował Eru Ilúvatar. Jaką pomyłką w przeciwnym razie byłoby istnienie Eldarów, których los na zawsze złączony jest z Ardą?

– Nie dziwi mnie dlatego i nasza samowola, jest ona wprost pochodną nieposłuszeństwa Morgo...

– Przestań! Na Vardę Najjaśniejszą i Miłosierną Niennę, nie porównuj nas do... – urwałem.

Odetchnąłem głęboko, by się uspokoić, ogarnąć myśli.

Gdzie szukać światła niezbędnego do życia i wiary w to, że nie jesteśmy przeklęci? – zastanowiłem się. Skąd czerpać siłę niezbędną do przezwyciężania przeciwności losu i do ciągłej pełnej gotowości w oczekiwaniu na nieodwołalną wojnę?

Szukałem tych najjaśniejszych myśli, tych pełnych siły i wiary.

Lecz w wierze tej byłem odosobniony i czasami wydawała mi się słaba jak pajęcza nić.

W głębi duszy nie mogłem nie zgadzać się z moim przyjacielem w wielu sprawach, ale nie mogłem też pogodzić się z gorzką prawdą, którą chciałem widzieć inaczej. Czułem, że prawda ta odbiera nam potrzebne w tym świecie siły. Rainil był taki rzeczowy, taki pogodzony ze wszystkim, z polityką książąt fëanorejskich, z nową polityką rozejmu między dwiema gałęziami rodu Finwëgo, a nawet z naszym losem wygnańców.

– Przyjacielu – mówił spokojnie – zachowaliśmy się niedojrzale, opuszczając naszych Nauczycieli, lecz nie znaczy to, że i teraz mamy zachowywać się tak samo, zamykając oczy na wspomnienia naszych własnych czynów.

Przez chwilę milczeliśmy, a ja czułem się jak skarcone dziecko właśnie, będąc żywym przykładem prawdziwości jego słów.

– Okazaliśmy nieposłuszeństwo – zaczął znowu, ostrożnie dobierając słowa – ...albo, mówiąc dokładniej, podjęliśmy decyzję, której konsekwencji nie potrafiliśmy, z braku mądrości i wiedzy, przewidzieć... Ale to i tak nie zwalnia nas z konieczności podołania tym konsekwencjom.

– Chcę ci tylko zwrócić uwagę – powiedziałem – że nasza decyzja opuszczenia Amanu nie była nieposłuszeństwem. – Rainil bawił się źdźbłem trawy, wydawało mi się, że nie interesuje go moje zdanie, mimo to mówiłem dalej: – A skoro nie była sprzeciwem wobec woli Valarów, to uznanie nas za buntowników jest niesprawiedliwe.

Wstał. Otrzepał koszulę. Myślałem, że jest zły, lecz on nagle się zaśmiał.

– To są tylko wspomnienia – rzekł. – Wszystko wspomnienia. A my jesteśmy w tym momencie czasu i cofając się drogą wspomnień, nie wrócisz do Amanu. W ten ani w żaden inny sposób.

Nie mogłem uwierzyć, ale się uśmiechał.

Przewróciłem tylko oczami.

– Nie wytrzymam z tobą – burknąłem.

– Co ty powiesz? – mrugnął i błysnął zębami w uśmiechu.

Schodziliśmy ku plaży.

3 komentarze:

  1. ten... wzorek.. przy czesci 6, myslalam, ze to jest Z jako inicjal, tekst sie od Z zaczyna. A ten wzorek nie przypomina R! Cala moja teoria pada, bue! Tekstu nie komentuje, bo bym pod kazdym musiala napisac to samo, a za duzo chwalenia tez niezdrowo :P

    OdpowiedzUsuń
  2. "Z" to rzeczywiście inicjał. A tu ozdobnik ;-) Żeby nie było zawsze tak samo :-). A wzorki zależą od moich zasobów rysunkowych i weny twórczej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Właśnie, decyzja. To się wiąże z tym, co pisałam do poprzedniej części - że mamy możliwość decydowania i to decydowania bez pełnej wiedzy, czy nasza decyzja obróci się na dobre, czy na złe... I tylko możemy przyjąć jej konsekwencje.

    OdpowiedzUsuń